piątek, 16 marca 2018

Poczet belfrów polskich (epos de schola)

Autor: LO i Endrju.

W odróżnieniu do wcześniejszego utworu ("Belferiady") ten z jednej strony jest bardziej osobisty - można znaleźć sporo nawiązań (odbitych w BARDZO krzywym zwierciadle i do tego do góry nogami) do naszej własnej szkoły i kreatur ją zamieszkujących - a z drugiej - pisaliśmy to we dwóch, więc poziom absurdu, brutalności i obłędu został drastycznie spotęgowany. A przy okazji - utwór ten jest niemal dwukrotnie dłuższy (50 strof vs 29). I w kilku aspektach trochę byliśmy wtórni, ale postarałem się to w miarę przyzwoitości poprawić.

Inna sprawa, że co prawda nie padają tam żadne nazwiska a utwór pisany jest z dużym dystansem ale jednak napotkałem kilka pseudonimów, które zastąpiłem czymś bardziej "neutralnym". W sumie, założenie utworu było takie, że jego bohater dowali wszystkim "belfrom" w szkole, niezależnie od naszych osobistych sympatii czy antypatii... Także ten... Ostatecznie nie załapała się nawet połowa chyba - bo niektóre opisy okazały się zbyt kwieciste i zabrakło weny na więcej ;-) Jest też szansa, że niektórzy już faktycznie nie żyją; to się przynajmniej nie obrażą.

Z innej beczki - nawet psychol-morderca pojawiał się w oryginalnym tekście pod kilkoma imionami (Zbysio / Jacuś), to naprostowałem ;-)

1. Otworzyły się drzwi szkoły
wtoczył się tu facet goły.
Karabinek trzyma w ręku,
cicho skrada się po ciemku.

2. Wyjął ze schowka ciuchy.
(Pozabijał muchy.)
Ubrał się w nie błyskawicznie
i uzbroił ślicznie.

3. Potem schował się za szafą,
zablokował drzwiczki lachą.
I zaczaił się do switu
aby wyspać się do sytu.

4. Kiedy słonko błysło
wystawił stamtąd ryło.
I wygarnął z obu luf -
leży na podłodze trup.

5. To szatniarka przyszła już.
Płynie po podłodze mózg.
Ciocia otworzyła drzwi,
rozległ się jej pisk.

6. Tłuste stare babsko,
przekłute, o ziemię plasło.
No a gościu znów
rzuca w babę nóż.

7. Wyjął ostrza z baby oba;
potoczyła się odcięta głowa.
Wytarł krew o fartuch
i wytężył słuch.

8. Nagle się rozległy
w korytarzu czyjeś kroki.
A bandyta przebiegły
schował za drzwi zwłoki.

9. Wchodzi tupiąc nauczyciel,
od PO dręczyciel.
Wszedł se w plamę krwi.
Dalej uchyliły się drzwi.

10. Poślizgnął się i wrzasnął.
Dupą o podłogę plasnął.
Granatowy garniturek
rozdarł się o murek.

11. Nasz bohater wstał
i gościowi głowę rwał.
Nauczyciel się zakrztusił,
napił krwi i udusił.

12. Uciął facetowi jaja.
Pojawiła się facetka mała:
czarne włosy, krzywy ryj -
na jej mordzie ląduje kij.

13. Nos się złamał, krew polała
jędza nawet nie płakała.
Gdy upadł na podłogę
zabójca jeszcze urwał jej nogę.

14. Wszedł do klasy,
zabrał mapy.
Ponadziewał trupy
i skopał im dupy.

15. Wuefista leci z piłką
na czole pulsuje żyłką.
Jest wielki jak żleb,
koleś skrócił go o łeb.

16. O podłogę trzasły gnaty,
odpadły mięcha płaty.
Sorek krwią się zbroczył
i po schodach stoczył.

17. Nasz przyjaciel wszedł do gabinetu
wsadził pigułę do klozetu.
W wypięty tyłek
wbił strzykawek magazynek.

18. Ponaciskał tłoczki, 
poprzycinał loczki.
A w strzykawkach był cyjanek.
To był jej ostatni ranek.

19. Bab wyprężyła plecy,
narobiła hecy -
głowa jej się w kiblu trzyma,
gościu uszy jej użyna.

20. Korytarzem się toczy
i wytrzeszcza oczy
gruby baba od chemii.
(Cyce wiszą jej do ziemi.)

21. Koleś ją oblewa kwasem,
wrzaski słychać aż pod lasem.
Z kobiety skóra złazi,
na podłodze pełno mazi.

22. Tłuszcz w niej wrze
i na podłogę kapie.
Oczy wyszły z orbit.
Zgaga zdechła, to nie mit.

23. Psychopata zeszedł niżej.
Spotkał gościa, podszedł bliżej.
Głupi uśmiech, tępy ryj.
Zbysiu dzierży w ręku kij.

24. Świńskie oczka, okulary -
fizyk nie jest jeszcze stary.
Przez sweterek, prosto w splot,
kij go wali niczym młot.

25. Potem włączył go do prądu,
fizyk dostał oczopląsu.
Zaczął skakać po suficie
o podłogę stracił życie.

26. Krwią zachlapał wszystkie sciany
(zataczał się jak pijany).
Teraz leży, ładnie świeci.
Dymek z truchła w górę leci.

27. Wpada bab na mordercę.
Zbysio jej kaleczy ręce.
Wchodzi z nią do biologicznej
szkolnej pracowni ślicznej.

28. Wpycha czachę jej do wody.
Do akwarium też przewody.
Babę prądzik kopie.
Koleś z piłą człapie.

29. Włoski blond sczerniały,
plazmoliza już zachodzi.
No a ostry łańcuch wspaniały
między pośladki wchodzi cały.

30. Trup w pół przecięty,
z wody wyjęty,
krwią zalewa już podłogę.
Jeszcze szafką przygniata jej nogę.

31. Zbysio jej na mordę szcza,
potem w jelito szczotkę pcha.
Muchy gęsto się zlatują,
na trupa popatrują.

32. Wtem dyrektorka korytarzem człapie.
Bandzior ją za włosy łapie.
Woli mordą w szybę,
nożem kroi nogi krzywe.

33. Wicka jak się pojawiła
była niezbyt miła.
Wyła pluła, darła mordę;
ryczała i sypała kredę.

34. Zbyszek tylko na nią spojrzał.
Odwrócił się i oddał strzał.
Baba patrzy w dziurę w brzuchu,
przewraca się i leży w bezruchu.

35. Jucha z dziury gęsto płynie,
rozlewa się po wykładzinie.
Mglistym wzrokiem patrzy
jak rozłażą się wylękłe wszy.

36. Gościu od informatyki bierzy.
Zarwał w czachę no i leży.
Głupi uśmiech jeszcze został,
do dokładkę kopa dostał.

37. Zbyszek w ścianę strzał oddał:
"Ciekawe kto jeszcze został?"
Długo na krzyk nie czekał -
ktoś odnalazł jedno z ciał.

38. Rzucił się w tym kierunku -
krzykacz już bez ratunku.
Drugi wuefista teraz
patrzy na szaleńca niczym głaz.

39. Potem mu na głowie
ląduje krzesło nowe.
Mózg na ściany chlapie;
psychol oczy łapie.

40. Dalej stoi pani matma.
Gość oddechem ją załatwia.
Kok na boki się rozłazi.
Koleś już po schodach złazi.

41. Korytarzem sunie babsztyl;
na podłogę kapie diacetyl.
Palce przy bokach wciąż szperają,
pary koltów wciąż szukają.

42. Baba idzie jak kowboj;
z brzucha dum-dum robi kompot.
Jędza krwią się zalewa;
juchą jej nasiąka gleba.

43. Jeszcze w locie traci łapy,
szabla jej odcina chrapy.
Psychopata krew zlizuje
no i buty se sznuruje.

44. Lecz za późno, koniec już -
bracha nagle zleciał tchórz.
Do budy gromada wpada
z drugiej B armada.

45. Bandzior w przerażeniu pada,
kończyny na boki rozkłada.
Chłopcy szybko go rozbrajają,
broń na ramionach wieszają.

46. Szybko wchodzą na dach.
W oczach jeńca widać strach.
Potem go zrzucają w dół
gościu wpada w płytki dół.

47. Koleżanki sypią wapno i ziemię
(uwijają się szalenie).
Psychopata już nie żyje
w ciemnej glebie teraz gnije.

48. Na tym kończy się historia ta
lecz dalszy ciąg ona ma.
No bo przecież kiedyś
najdzie ministerstwo myśl.

49. I pojawią się tu nowi
belfrowie kolorowi.
I kolejny szajbus głupi
z życia wszystkich złupi.

50. Tak na koniec chciałbym rzec,
że ten wiersz to niezła rzecz.
Niechaj nikt nie bierze go do siebie
bo się szybko znajdzie w niebie.

O matulu! Ta końcówka z odsieczą jest żenująca. Trzeba dodać odpowiednią etykietę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz