niedziela, 25 marca 2018

Klucz do nieistnienia, wariacja #1 (fragment)

Autor: LO

Powstanie: 95/96

Totalnie niedokończony utwór fantasy. Oto fragment do zachowania dla potomnych. Chwytliwy tytuł, niezgorsze kiczowate opisy i w sumie tyle. Nawet humorem nie zdążyłem zabłysnąć. Współcześnie trochę pociąłem koszmarnie złożone zdania, które zwykłem (zwłaszcza natenczas)tworzyć, na coś zdatniejszego do czytania.


Było wczesne popołudnie. Słońce stało jeszcze wysoko, niemniej straciło już swą oślepiającą barwę i pojawiły się różowe promyki zwiastujące zachód, który miał nadejść za kilka godzin. Jedynie po to by przez kilkanaście minut zalać czerwonym blaskiem ziemię zanim z kolei ustąpi miejsca ciemności rozjaśnianej przez nieliczne gwiazdy.

Rozciągającą się aż po widnokrąg puszczę przecinała względnie wąska ale leniwie płynąca rzeka. Na jednym z jej brzegów przycupnęła niewielka wioska. Na kilku hektarach wykarczowanego lasu zieleniło się młode zboże. Do przystani zawijała właśnie żaglowa barka. Lśniła nowością, ale... Tylko w tych miejscach, gdzie nie została w jakiś sposób uszkodzona.

Żagiel nosił liczne ślady ognia a sam takielunek zwisał w strzępach. Pokład upstrzony był czarnymi plamami w miejscach gdzie trafiły weń płonące bełty. Same pociski zostały ugaszone i wyrwane, niemniej nadwęglone deski nosiły wyraźne ślady płomieni. Obie burty nadal jeżyły się gąszczem zwykłych strzał.

Pod masztem leżało kilka nieruchomych ciał przykrytych płachtą płótna żaglowego. Po pokładzie w otępieniu włóczyło się kilku pospiesznie obandażowanych osobników. Reszta załogi i pasażerów uwijała się przygotowując statek do cumowania. Po chwili dobili do pomostu i zarzucili cumy na przygotowane w tym celu pale. Po dwóch przerzuconych trapach rozpoczął się ożywiony ruch. Pojawili się ochotnicy do transportu zmarłych i pakunków. Mieszkańcy wioski nie zadawali zbędnych pytań. Na razie. Po prostu ruszyli z pomocą.

Jednym z opuszczających barkę pasażerów był młody mężczyzna. Odstawił bagaż na ziemię i rozejrzał się dookoła. Jego piwne oczy zalśniły przez moment ponuro gdy były skierowane na niesione ciała. Natychmiast jednak odzyskały swoją naturalną barwę.

Przygładził dłonią włosy opadające mu na oczy i ruszył w kierunku centrum wioski. Gdzieś tam musiała być gospoda.

* * *


Niestety brak jakichkolwiek notatek sugerujących co miało być dalej... Czyli mógłbym to w sumie bez szkody dokończyć w dowolny sposób nie pamiętając zupełnie co planowałem dalej... Zobaczymy. Tymczasem publikuję co jest. Chyba, że Ty Czytelniku masz jakieś pomysły na dalszy ciąg już po tak wątłym początku? ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz