niedziela, 11 marca 2018

Bajka o Czerwonym Kapturku

Autorzy: Purch i LO

Należy się słowo wyjaśnienia.

Jedną z ciekawszych zabaw wymyślonych przez Sobros był (cholera, nawet nie mam pojęcia czy to miało wówczas jakąkolwiek nazwę) "Dialog w ciemno". Glizd napisał aplikację, która wyświetlała tylko wypowiedź poprzedniej osoby. Kolejna osoba (na zasadzie hot-seats) musiała dopisać swoją wypowiedź nie znając kontekstu wcześniejszej rozmowy. Czasami ktoś odgrywał jakąś z góry założoną rolę, czasami wychodziły głupie literówki, z których potem była kupa śmiechu - gdy na koniec zabawy odczytywano pełny tekst rozmowy.

Oczywiście im więcej graczy tym lepiej - kontekst lepiej się gubił, jak przy zabawie w głuchy telefon. I tym zabawniejsze głupotki wychodziły.

Specyficzną odmianą tej zabawy, którą kilka razy zagraliśmy w szkole był dialog. Też nie wiadomo gdzie ostatecznie nas fabuła zaprowadzi, ale oczywiście nie ma tu mowy o zabawnym efekcie pomieszania / zgubienia kontekstu więc - oczywiście - poszliśmy w wulgaryzmy i krwawą jatkę - aby było "zabawnie". Tekst ma kilka momentów, ale poza tym jest mocno żenujący.

W ramach szlifowania znajomości lengłydża popełniliśmy też podobne (choć - na szczęście - krótsze) dziełko "po angielsku". Czytelnik szybko się zorientuje, gdzie mniej więcej kończyła (i zaczynała) się wówczas nasza znajomość języka obcego...

Możliwe też, że w poczuciu zażenowania tym tworem postanowiłem napisać coś deczko ambitniejszego...

Żeby nie było, że nie ostrzegałem - to jest kawał chamskiego tekstu. Ale jeśli rozbawi Cię - drogi Czytelniku - przynajmniej raz lub dwa - to spełni swoją rolę. Może znajdziesz tu jakieś... hmmm... smaczki dla siebie. Nawet się do tego publicznie nie przyznawaj.

- Hej mała, dokąd to posuwasz?
- Spierdalaj włochaty chuju, nie twój interes!
- Co masz do mojego interesu, pieprzona czerwona kurwo?
- Zejdź z drogi jeśli ci twoje zawszone życie miłe!
- Ożesz ty! Zagryzę cięty paskudna szmato, ruro niewydymana!
- Nie radzę. Jestem pracownicą elektrowni atomowej. Codziennie czyszczę reaktor.
- Et, co mi tam! Ja pracuję w innej elektrowni jako mieszacz masy plutonowej.
- To po co tak się użeramy? Przecież należymy do tej samej grupy zawodowej!
- Ty wiesz? Coś w tym jest. Ale ja jestem głodny. Co masz w koszyku?
- W tym koszyku jest śmierć i zagłada, nie podchodź!
- To co zjemy? Może babcię?
- Całkiem interesujące, ale mam inny pomysł! Ty zjesz moją babcię a ja zjem twoją.
- No problem. Let's ate it! - jak mawiali starożytni Brytowie.

       * * *

- Twoja babcia była cholernie żylasta - wyjmuje gałkę oczną z pomiędzy zębów -
    mózg miała pomarszczony jak wędzona śliwka. I wrzody na żołądku. 
    Tfu! Paskudztwo. Chyba mi zaszkodzi.
- Z twoją było jeszcze gorzej. Była brudna i zawszona i nie można było jej zgryźć.
  Dopiero po rozdrobnieniu trotylem była jadalna. 
  Jeszcze do tego apetyt popsuły mi tasiemce i owsiki.
- Tak to jest! Starość nie apetyczność.
- Ale ty wyglądasz na smacznego. Dawno nie jadła młodego wilka!!
- Tak, to dobry pomysł. Taki ładny, czerwony deserek. Grooar...
- Najpierw przekąska - odbezpiecza granat. - Smacznego!
- Dzięki! -  Zakłąda kask i ciska laskę dynamitu. - I nawzajem.
- Nic z tego.- Gasi lont wodą i wyciąga flejmer. - Trochę się przyrumienisz!
- Życzę powodzenia!
Zapina zamek azbestowego kombinezonu i ładuje bazookę. - A teraz trochę rozrywki!
- Zoom! Pac!
Czerwony Kapturek celnym kopem z obrotu wytrąca bazookę z łap wilka i wybija mu kilka siekaczy.
- Arghhh! Ty kurwo! - Szerokim łukiem i z dźwięcznym kłapnięciem odgryza jej nogę przy samej dupie:
- Mmm. Co za smaczne mięcho!
- Groar! Ououou! Ty cwelu!! - Wyjmuje piłę łańcuchową i skacząc na jednej nodze rzuca się na wilka,
ucinając mu kilka palców od prawej łapy.
- Argagahagharaghaghr. Ty pizdo niemyta! Upierdolę ci łeb!
Celnym rzutem topora rozbija czaszkę dziewczęcia.
- O cholera! Co ja zrobiłem?!
- Ugh! Zapomniałeś, że jestem mutantem popromiennym!
Wyjmuje z koszyka drugą głowę i przytwierdza do szyi. Do kikuta odgryzionej nogi przywiązuje kija bejsbolowy. 
- Spróbuj tego! - Wykonuje piękną gwiazdę i trafia wilka bejsbolem w łeb.
- Aaaa!. - Wilk szerokim łukiem opada w kępę jałowca.
Tam chwilę kuruje rany po czym strzela z łuku:
- W mordę jebana, gdzie ty mnie wrzuciłaś?!
Strzała przebija puszkę gazu musztardowego w koszyku. Teren napełnia się duszącym gazem.
- Ychu! Dychu! A masz! - Czerwony Kapturek rzuca w jałowiec koktajlem Mołotowa.
Krzaki stają w ogniu rozerwane wybuchem.
- Mnie tam już nie ma!
Wilk opuszcza zamaskowany bunkier drugim wyjściem i z futrem nieco dymiącym.
- A to dla ciebie! - Rzuca kamień.
- Jeb! Ouuuu!. - Czerwonemu kapturkowi stają gwiazdy przed oczami.
- Ychu! Dychu. Pierdolony gaz!
Zataczając się nieco pryska w stronę wilka z armatki kwasowej. Z wilka złazi futro.
- Aaaaaa! Cholerny kwas!
Zakłada drugie futro , dopina guziki i widłami przebija brzucho przeciwnika. Zakręca nimi młynka.
- Uh, co za piękny widok!
- Blearrgh! Glurp! Zwariowałeś? To boli! 
Chwyta ręką widły i wyrywając je mu z łapy trafia go mocno drzewcem w splot. Patrzy na swój brzuch:
- Kurwa, ale cieknie! Trzeba to jakoś zalepić!
Wilk daje jej swoją starą skórę:
- Może tym?
Czerwony Kapturek wyciąga ręce po "plaster" a w tym czasie dostaje pałą w łeb.
- Ale cię zaskoczyłem!
- Ty skurwysynie! Łeb mi pęka! - Z cichym trzaskiem w czaszce ukazała się  szczelina.
- Nie lubię brzydkich kawałów! - Kosi wilka serią z UZI.
- Uch! - Przewraca się na murawę, szyszkami zatyka otworki i z tasakiem w łapie rzuca się na wroga.
- A masz w twarz! W szyję! W cyce! W plery! Ty kurwo! Mendo! Powsinogo!
- Aaaaarghhh! - Ostatkiem sił Zwęglony Kapturek odbezpiecza i detonuje 20-megatonową atomówkę:
- Z... z... giniemy ra... ra... zzem.
Opada druga bomba, którą wystrzelił gajowy, wkurwiony panującym w lesie hałasem.
- Arghhh!

BUM-BUM

Tu i ówdzie poprawiłem interpunkcję. Ewentualnie podziały zdań na łatwiejsze w czytaniu. Ewentualnie, żeby dobrze się łamało w znaczniku PRE. Ponownie - to pierwsza "redakcja" tego tekstu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz